niedziela, 3 listopada 2019

"Nie noś, bo przyzwyczaisz" i inne mity, z którymi mierzą się rodzice

Choć chciałam częściej pisać, niestety aktualnie jest to trudne. High need baby - czyli dziecko, które nie wyobraża sobie swojego życia w innym miejscu, niż najbliżej rodzica - a najlepiej na rękach.

Przez całe dnie więc moje ręce są zajęte niemalże cały czas, a wieczorami chodzę spać o tej samej godzinie, co ona - czyli między dwudziestą a dwudziestą drugą ;) Jednak dziś postanowiłam paść ze zmęczenia dopiero, kiedy zrobię ten wpis. Więc korzystam z tego, że Łucja śpi - choć wciąż obok mnie, jednak twardo i  już "na noc", i piszę.***



Temat, który chcę poruszyć, pojawił się w mojej głowie już dawno temu. Zapytałam więc obserwujące mnie na Instagramie mamy, dostałam mnóstwo odpowiedzi. I tak oto zapraszam Was do przeczytania o tym, jak wiele "dobrych rad" otrzymują młode mamy - rad niechcianych, często przykrych i podcinających skrzydła oraz z jakimi komentarzami i opiniami muszą mierzyć się na co dzień. 

Zacznę od tych związanych z wychowaniem i traktowaniem dzieci, które udzielają entuzjaści tak zwanego "zimnego chowu".

"Nie noś, bo się przyzwyczai", a kiedy jest noszone, "przyzwyczailiście" - klasyki. Niewiele mam noszących swoje dzieci uniknęło tego typu komentarzy. Noszenie owiane jest jakąś złą sławą. A przecież gdyby dziecko nie miało być noszone, od razu posiadałoby umiejętność przemieszczania się na własnych nogach (wózki zostały wynalezione znacznie później, niż dzieci ;) ). Jednak najistotniejszym faktem jest to, że tak naprawdę już od pierwszych dni najmłodsi odzwyczajani są od noszenia. Bo przecież w brzuszku mamy całe dziewięć miesięcy, bez przerwy byli noszeni. Czemu wtedy nikt nie mówił "nie noś, bo przyzwyczaisz"? Może wtedy by to miało jakiś sens ;). Do mam, które mają wątpliwości, czy słuchać rad o nienoszeniu - Wasze dziecko najbardziej na świecie potrzebuje Waszej bliskości! Jeśli macie ochotę - noście i przytulajcie jak najwięcej. Krzywda się od tego dziecku nie stanie. Niewielka część życia Waszego dziecka to ta, kiedy może być noszone. Kiedyś urośnie, obiecuję ;). 

Kolejną radą, mrożącą krew w żyłach, jest "zostaw, niech się wypłacze". Wypłakiwanie dziecka ma rzekomo nauczyć je samodzielnego zasypiania, ma oduczyć manipulacji, pokazać, że rodzic nie będzie na każde zawołanie. Szkoda tylko, że entuzjaści tego typu praktyk nie wiedzą, co tak naprawdę dzieje się z wypłakiwanym dzieckiem. Zacznę od tego, że płacz jest jedyną formą komunikacji, mającą na celu przywołanie opiekuna - osoby, która zapewnia przetrwanie, daje poczucie bezpieczeństwa. Kiedy więc takie wypłakiwane dziecko zostaje samo, doświadcza ogromnego stresu - brak odpowiedzi na wołanie oznacza dla niego śmierć. Samo jest przecież bezbronne. Zasypia więc ze zmęczenia z poczuciem, że umrze - bo jedyny środek komunikacji zawiódł. Super, prawda? I owszem, później zasypia samo, nauczone, że nie ma po co wołać. Fundowanie czegoś takiego dziecku jest dla mnie nie do przyjęcia. Sam stres, którego doświadcza, zaburza prawidłowy rozwój. Płacz dziecka jest komunikatem, że jest mu źle, że czegoś potrzeba - dlatego reagować trzeba zawsze. Wypłakiwanie jest naprawdę okrutną praktyką i nie mogę pogodzić się z tym, że gdzieś jeszcze niemowlaki poddawane są takim torturom. 

Kolejnym tematem, który budzi wiele emocji, jest karmienie dziecka. Tak wiele przeróżnych mitów, powtarzanych bez przerwy, funkcjonuje w związku z karmieniem piersią, ogólnie karmieniem.
Jak się okazuje, jednym z pierwszych pytań, jakie otrzymują kobiety po porodzie, jest pytanie o sposób karmienia. Nie wiem, dlaczego - tak jak nie wiem, czemu karmienie piersią budzi tak wiele emocji. 
Kiedy już wiadomo, że kobieta karmi piersią, każde kwęknięcie dziecka przypisywane jest temu, że się nie najada. Bo pokarm jest mało wartościowy, lub wcale go nie ma. Na nic tłumaczenia, że pokarm zawsze jest idealnie dopasowany do danego dziecka, że nie istnieje coś takiego, jak niewartościowy pokarm. Że mleko jest, dziecko potrafi ssać (czasami problemy z jedzeniem wynikają z nieprawidłowej techniki karmienia), moczy pieluszki i robi kupki. Mleko jest winne wszystkiemu. Dziecko "wisi" cały dzień przy mamie? - nie najada się. Budzi się co półtorej godziny? - nie potrafi się najeść. I rada, jaką słyszą młode mamy - dokarmiaj. A stąd już tylko krok do zmniejszenia ilości mleka, gdyż zapotrzebowanie zgłaszane przez dziecko jest mniejsze, więc coraz mniej się go produkuje, coraz więcej trzeba dokarmiać. I w takiej sytuacji słowa "nie mam pokarmu" okazują się prawdą - szkoda tylko, że można było temu zapobiec, nie podając niepotrzebnie mleka modyfikowanego. Większość kobiet, jeśli prawidłowo zadba o rozwój laktacji, może karmić bez przeszkód. I tak, dzieci zdecydowanie płaczą też z innego powodu, niż głód. Czasem spędzają sporo czasu przy piersi nie dlatego że nie mogą się najeść - po prostu chcą się przytulić. Karmienia częstsze niż co 3h też nie są niczym niepokojącym - mleko mamy jest szybciej trawione. Jeśli ktoś chce karmić mlekiem modyfikowanym, jeżeli początki karmienia okazały się zbyt trudne, najważniejsze przecież, że dziecko jest najedzone! :) Jednak częściej komentarze dotyczące głodu skierowane są do mam karmiących piersią. 

Dieta matki karmiącej - kolejny mit, który nadal jest bardzo mocno rozdmuchiwany. Nie można kapusty, bo wzdymająca, smażone nie... i nie wymienię nic więcej, bo nigdy się w temat tej diety nie zagłębiałam. Jednak mleko robi się z krwi, a do niej nie dostają się wzdymające właściwości kapusty. Oczywiście kobieta karmiąca piersią musi uważać na pewne produkty takie jak leki, które także dostają się do krwi. Jednak jeść może wszystko - jeśli tylko dziecko nie ma na nic alergii. 

Podawanie wody i herbatek, rozszerzanie diety - kolejne kwestie, gdzie młode mamy otrzymują masę niechcianych wskazówek, niezgodnych z aktualnymi normami. Na ból brzuszka herbatka koperkowa, w upalne dni woda, chrupek dla czteromiesięcznego dziecka.. I można tak długo. Zalecenia są jednak takie, że dziecko do szóstego miesiąca karmione jest wyłącznie mlekiem, nie potrzebuje wody i nie podaje się herbatek. Tylko i wyłącznie mleko, które dopasowane jest do aktualnych potrzeb dziecka. Tak więc nie grozi mu odwodnienie :)

Sporo jeszcze pewnie można znaleźć mitów dotyczących karmienia - zapraszam do podzielenia się nimi w komentarzach!

Ubiór dziecka także budzi skrajne emocje. "Trzydzieści stopni, dziecko w samym body, a podchodzi jakaś pani i w dość niemiły sposób upomina mnie, że nie założyłam mu czapeczki i skarpetek. Kiedy zapytałam jej, gdzie ona ma swoją czapkę i skarpety, nie odpowiedziała." - nie mogłam uwierzyć, że ta historia jest prawdziwa. Faktem jest to, że panuje tendencja do przegrzewania dzieci. I nie, w trzydziestu stopniach nic dziecku nie grozi, jeśli głowa chroniona jest przed słońcem. 

Cały czas żywe są także zabobony. Czerwona wstążeczka przy wózku, przelewanie wosku czy rozbijanie jajka - nie wiem, co to ma na celu, ale logicznie patrząc - nie ma prawa zadziałać. Jednak kiedy dziecko jest niespokojne, od razu pojawiają się osoby chcące przelewać różne rzeczy nad głową maluszka. Jakby niemowlak nie miał prawa do marudzenia. ;) Dziwię się, że w dzisiejszych czasach zabobony są ciągle żywe. Prawdopodobnie te wszystkie praktyki wykonywane są, kiedy dziecko ma tak zwany skok rozwojowy - czyli sporo marudzi. I kiedy skok mija, dziecko staje się spokojniejsze - jednak jest to przypisywane jakiejś z wyżej wymienionych praktyk. I to, że działają, jest powielane i przekazywane z pokolenia na pokolenie. A później w kosciele na mszy zobaczyć można wózki z czerwoną wstążeczką (choć wiara w Boga i zabobony kompletnie się wykluczają na wzajem). 

A czym jest skok rozwojowy? To czas, kiedy dziecko nagle nabywa nowe umiejętności. Nagle uświadamia sobie, że to co latało mu koło głowy, to jego rączka. Później - że można nią chwytać. I tak dalej. Nie ma się co dziwić, że dziecko płacze i poszukuje wsparcia u rodzica - przecież tak wiele, nagle się zmienia - to musi być przerażające. Więc zamiast wypłakiwać, przelewać woski i inne - należy jedynie dziecko przytulić i pomoc mu przejść przez ten trudny etap ;)

Mogłabym jeszcze napisać o wielu innych, szczegółowych radach, jakie dostają mamy. Jednak słyszę, że ktoś się zaczyna budzić, a ja sama zaczynam zasypiać - po kilku nocnych pobudkach jestem pewnie usprawiedliwiona. Tak więc pora zapełnić mały brzuszek jedzonkiem i położyć się spać z nadzieją na przynajmniej trzygodzinną, nieprzerwaną drzemkę. ;) Napiszę jeszcze tylko tyle - nikt nie lubi rad, o które nie prosi. Więc czasami najlepiej jest się od nich zwyczajnie powstrzymać. :)


***wpis zrobiony wieczorem, opublikowany jednak na drugi dzień;)