środa, 13 lutego 2019

Walentynki - komercja czy święto prawdziwej miłości?

Po długiej przerwie, podczas której ładowałam akumulatory, odpoczywając od mediów społecznościowych, wracam. Wracam w przeddzień święta, które czerwienią serduszek, strzałą amora i ogromną ilością "słodyczy" zalewa bezlitośnie świat. Walentynki. Święto zakochanych. Czas, w którym dzień wcześniej zupełnie puste restauracje zapchane są do ostatniego miejsca. Dzień, w którym obrzydliwe, przedstawiające parodię miłości filmy (typu Pięćdziesiąt twarzy "Greya) przyciągają do kin rzeszę ludzi. Dzień, kiedy albo wrzucisz na Instargama ogromny bukiet róż, który od niego dostałaś, albo nikt nie uwierzy, że on cię naprawdę kocha. 

Jak się domyślacie - nie będzie to jeden z poradników mówiących o tym, jak spędzić Walentynki, jaki prezent kupić i jak okazać miłość drugiej połówce. W tym krótkim wpisie powiem jedynie o tym, dlaczego Walentynki spędzamy w domu. 

Miłość tego dnia jest bardzo komercyjna. Sprzedaje się tak dobrze, jak nigdy wcześniej i później w ciągu całego roku. Miliony reklam, haseł, witryn, kartek, ulotek, które sugerują, że jeśli akurat w Walentynki w określony sposób nie okażesz miłości, nie kochasz tak naprawdę. Są osoby, które nie dają się wciągnąć w tę grę. Ale niestety są też i tacy, którzy od Walentynek uzależniają dalsze losy swojej miłości. Naprawdę - widziałam to nie jeden raz na własne oczy. Miłość w Walentynki przedstawiana jest w bardzo spłycony sposób. Tak, jakby chodziło w niej o prezenty, wspólne wyjścia w 'fajne' miejsca i zabawę. Ze smutkiem stwierdzam, że bardzo mało mówi się o prawdziwie istotnych, merytorycznych sprawach związanych z budowaniem związku. A gdyby taki było, ten dzień mógłby przynieść tyle dobra... Są blogi, osoby, które w tym czasie bardzo mocno promują prawdziwe oblicze miłości. Jednak ciężko wybić się ponad to, co głośne, komercyjne. Ponad to, co tak łatwo 'kupuje' większość ludzi. 

My tego dnia nie wybieramy się do zatłoczonej restauracji. Po co, skoro można pójść kilka dni później bez konieczności walki o miejsca? Nie wybieramy się też do kina - filmy, które nas interesują, grają przecież w innych dniach. Jednak z tą różnicą, że później obejrzymy je w niemalże pustej sali. Nie kupimy też sobie prezentów mających na celu pokazać nam, jak bardzo się na wzajem kochamy - bo takie rzeczy robimy bez okazji. Nie potrzebujemy specjalnego dnia, narzuconego jako ten, w którym okazanie sobie miłości jest wskazane. I co najważniejsze - żadne z nas z tego powodu nie poczucie się niekochane. Staramy się okazywać sobie miłość codziennie, na różne sposoby. Nie ma we mnie wewnętrznej zgody na to, by ktoś z zewnątrz wyznaczał mi dzień, kiedy mam 'kochać bardziej'. 

I oczywiście nie krytykuję tych, którzy "hucznie" obchodzą Walentynki. Każdy ma do tego prawo. Jednak warto pamiętać, że miłość to coś znacznie więcej, niż prezent, kino i kwiaty. Uczyć się okazywania sobie na wzajem miłości trzeba codziennie - bo nie jest to łatwa sprawa, czasami nie przychodzi z lekkością. Miłość to ciężka praca, której nie da się wykonać w jeden dzień w roku. I mało ma wspólnego z tym, co 'sprzedaje' nam świat czternastego lutego.