środa, 25 lipca 2018

O trudnej drodze do pięknego celu, czyli o pieszej pielgrzymce na Jasną Górę

Sezon pielgrzymkowy w pełni. Piesze pielgrzymki już od początku lipca zmierzają z najdalszych i tych bliższych zakątków Polski na Jasną Górę. I tak do końca sierpnia na ulicach naszego kraju spotkać będzie można rozśpiewane grupy, zmierzające pokłonić się Pani Jasnogórskiej. Sama byłam na trzech pielgrzymkach - dwóch z diecezji przemyskiej (z grupą błogosławionej Marii z Leżajska) i jednej z łódzkiej (z Aleksandrowem Łódzkim). Chciałabym napisać o swoich doświadczeniach drogi na Jasną Górę. Napisać o tym, dlaczego warto iść, o trudnościach, oraz o tym, jak cudownie doświadczyłam wysłuchania mojej intencji, którą niosłam za pierwszym razem (dwa kolejne były dziękczynne, ale o tym także napiszę później).

Na pierwszą pielgrzymkę poszłam w lipcu 2011 roku. Namówili mnie na to wtedy znajomi z oazy, a teraz najlepsi przyjaciele. Akurat skończyłam liceum, a nie do końca wiedziałam, czy moje wybory związane z kierunkiem studiów, z miastem do którego pójdę, są dobre. Postanowiłam pójść na jedenastodniową pielgrzymkę w intencji odnalezienia właściwej drogi w życiu. Nie wiem, czy poszłabym, gdyby ktoś powiedział mi, jakie to będzie wyczerpujące! Wstawaliśmy wcześnie rano, pokonywaliśmy kilkadziesiąt kilometrów dziennie (nawet 50 km jednego dnia!). W deszczu, w burzę z piorunami, w upały... Do tej pory niemalże czuję mokre sandały, z których wylewają się litry wody podczas deszczu. Sandały, które od trzech dni nie wyschły, bo ciągle padało. Pamiętam nieznośny ból nóg, który wieczorami utrudniał pokonanie kilku kroków do łazienki, ale rankiem nie mógł przeszkodzić w wyruszeniu w dalszą drogę. Ale przede wszystkim pamiętam tych wspaniałych ludzi, którzy przyjmowali nas na noclegi, przygotowując dla nas przepyszne posiłki. Te postoje, gdzie niemalże wszyscy mieszkańcy wsi angażowali się w przygotowaniu posiłków dla pielgrzymki. W tak ogromnych ilościach, żeby dla nikogo nie zabrakło. Pamiętam tych wszystkich, którzy przed swoimi domami wystawiali butelki z wodą, garnki z kawą i herbatą. Nie wiem, czy doświadczyłam gdziekolwiek tak bezinteresownego wsparcia na taką skalę, jak na przemyskiej pielgrzymce. Podczas tej pielgrzymki doświadczyłam po raz pierwszy spania w stodole (o ile na samym początku spaliśmy w domach u ludzi, tak z czasem, im bliżej Częstochowy, tym mniejsze było prawdopodobieństwo, że nocleg będzie w domu). Było to naprawdę... ciekawe doświadczenie. Burza, przeciekający dach, myszy biegające wokół, i jeszcze coś innego, co było na tyle duże, że przewracało łopaty... Ale nawet do głowy nie przyszło nam, żeby narzekać. Z wdzięcznością przyjmowałyśmy każde miejsce, w którym można było bezpiecznie spędzić noc (na przemyskiej pielgrzymce zapisywaliśmy się do 5-osobowych grup tej samej płci, przeważnie cała ta grupa miała nocleg w jednym miejscu). Ostatniego dnia pielgrzymka zatrzymywała się w Olsztynie - wizyta w ruinach zamku była wtedy obowiązkowa!
I zakazana w regulaminie pielgrzymki ;). Bolące stopy nie przeszkadzały w wdrapywaniu się na najwyższe miejsca w zamku, by zjeść tam kanapki z Nutellą. Wycieczka tam była ogromnym poświęceniem - kolejnego dnia pobudka była o trzeciej nad ranem! Do szóstej rano pielgrzymka szła w ciszy, więc bycie skrajnie niewyspanym nie pomagało w przetrwaniu tego odcinka. Na którym zawsze pada deszcz. Pamiętam, że w kazaniu już na Jasnej Górze padły słowa, że jest ono skierowanie do radiosłuchaczy, gdyż pielgrzymi ucinają sobie zasłużoną drzemkę ;). Przemyska pielgrzymka dociera na Jasną Górę 15 lipca, tego samego dnia, po mszy świętej, jest powrót do domu. Obiecałam sobie wtedy, że już więcej na pielgrzymkę nie pójdę - było cudownie, ale jeden raz wystarczy.

Obietnicę tę złamałam w lipcu 2013. Poszłam dziękczynnie - by podziękować za to, jak cudownie wysłuchana została moja intencja z pierwszej pielgrzymki. Jak wspominałam wcześniej, poszedł wtedy ze mną mój już teraz mąż. Słyszałam kiedyś takie zdanie, że jeśli pójdzie się z chłopakiem na pielgrzymkę i przetrwa się to, można brać ślub :D Przetrwaliśmy ;). Choć były takie momenty, że naprawdę nie było łatwo. Nie obeszło się bez przygód w stylu odpadające koło od walizki. Jednak w każdym momencie, w każdej trudności można było liczyć na pomoc innych. Pozostałe kwestie wyglądały podobnie, gdyż była to ta sama grupa, ta sama pielgrzymka.

Później miałam trzy lata przerwy. W sierpniu 2016 roku - kilkanaście dni po naszym ślubie - poszliśmy z mężem na czterodniową pielgrzymkę, by podziękować. Tym razem z Aleksandrowa Łódzkiego. Była to zupełnie inna, ale też w pewnych aspektach wyjątkowa dla mnie pielgrzymka. Szliśmy na piechotę do miejsca, gdzie kilkanaście dni wcześniej ślubowaliśmy sobie przed Bogiem.
Na Jasną Górę wchodziliśmy - zgodnie ze zwyczajem - w strojach ślubnych. Wtedy miałam okazję po raz kolejny (i ostatni) założyć swoją suknię ślubną. Chociaż było to dla mnie dość stresujące, naprawdę dobrze to wspominam. Sama pielgrzymka wyglądała troszkę inaczej, niż przemyska. Nie było podziału na grupy, każdego dnia nocleg był w szkole lub innym miejscu, gdzie spała cała pielgrzymka. Nie brakowało jedzenia i codziennej, ciepłej herbaty - a za tym na poprzednich pielgrzymkach tęskniłam najbardziej! :) Tak samo jak wcześniej, tak i tutaj otoczeni byliśmy wspaniałymi ludźmi, z którymi droga mijała naprawdę cudownie. Poszli nawet z nami nasi młodsi bracia! I wiecie co? Przed pielgrzymką myślałam, że cztery dni przy wcześniejszych jedenastu dam radę przejść bez najmniejszego problemu. Jednak to właśnie ta pielgrzymka dała mi w kość zdecydowanie bardziej, niż pozostałe! :D Nadal nie wiem, dlaczego tak się stało. 

Dlaczego warto iść na pielgrzymkę? Naprawdę wiele jest takich kwestii które sprawiają, że warto. Pielgrzymowanie uczy pokory. Uczy tego, że nic się nam nie należy, a za wszystko powinniśmy być po prostu wdzięczni. Nigdy wcześniej nie czułam takiej wdzięczności jak wtedy, kiedy ktoś bezinteresownie podawał mi ciepły obiad, kiedy wspierał dobrym słowem, kiedy dawał coś od siebie dla mnie mimo tego, że niczym sobie na to nie zasłużyłam. Pielgrzymka uczy także wytrwałości i pokonywania własnych słabości. Nie ważne, że bolą nogi, a oczy zamykają się o piątej nad ranem. Cel jest piękny i mimo wszelkich niedogodności, trzeba wyjść ze swojej strefy komfortu i iść dalej. Pielgrzymka uwrażliwia także na drugiego człowieka. Na to, czy nie zabrakło mu wody, jedzenia, czegoś czym można się podzielić; ale także na to, czy ktoś obok nie potrzebuje kilku słów wsparcia w trudnym momencie drogi. Pielgrzymka jest także ogromnym aktem zaufania Bogu - mimo, że nie ma  sił, mimo że będę cierpieć z powodu bólu nóg, mimo że będę niewyspany, zmęczony idę i wiem, że niczego mi nie braknie, bo o wszystko zatroszczy się Najwyższy. Piękne jest to, że ta lekcja jaką jest pielgrzymowanie może potem pięknie procentować w życiu - wystarczy zatroszczyć się o to, by postawa pielgrzyma pozostała nawet po zakończeniu pielgrzymowania. 

Jak napisałam wcześniej, moja intencja z pierwszej pielgrzymki spełniła się. Prosiłam o to, żebym znalazła szeroko pojętą drogę życia. Kilkanaście dni po pielgrzymce pojechałam do wakacyjnej pracy do Łodzi - do miasta, którego nie brałam nigdy pod uwagę jako miejsce do studiowania i do życia. Do miasta, które do tej pory było dla mnie niewidzialne. Nie był to przypadek, teraz już wiem. Wakacyjne dwa miesiące zmieniły się już w siedem lat - nie wróciłam już do domu, nie wróciłam na Podkarpacie, by tam żyć. Zostałam. I nigdy nie było takiej chwili że żałowałam, że zamiast do Lublina czy Rzeszowa, poszłam na studia do Łodzi. Tutaj poznałam swojego obecnego męża, tutaj znalazłam swoją drogę zawodową. Tutaj na studia przyszli także moi przyjaciele. Wiem, że był to najwłaściwszy wybór - a dokonałam takiego tylko dlatego, że oddałam tę sprawę we właściwe, Boże ręce. 

Miałam jeszcze napisać o tym, co jest dla mnie trudne w pielgrzymowaniu. Myślę jednak, że to wszystko przewinęło się we wcześniejszym tekście. Gwarantuję Wam, że każdy, nawet największy trud, wynagradza ten moment, kiedy wchodzi się do Kaplicy na Jasnej Górze i patrzy na Matkę Boską. Wtedy nie ma już w głowie miejsca na rozpamiętywanie trudów. Uczucie, które się pojawia jest tak nie do opisania, że jeśli jeszcze ktoś z Was nie był na pieszej pielgrzymce, dla tej właśnie chwili warto! 

Czy w tym roku wybieram się na pielgrzymkę? Tak! Tym razem idę z prośbą... Nie mogę się doczekać tego, jakie cuda będą działy się w moim życiu po pielgrzymce! :D 

Poprosiłam kilka osób, które był na pielgrzymkach, by napisały coś od siebie, zostawiam Was z tymi słowami! Do zobaczenia, mam nadzieję, na pielgrzymim szlaku! :D

  • Pielgrzymka dla mnie to taki Sylwester w sierpniu. To podsumowanie całego minionego roku (od poprzedniej pielgrzymki). Uwielbiam ten moment radości i wzruszenia, gdy uda się dotrzeć na Jasną Górę. Pójście na pielgrzymkę to dla mnie przekroczenie własnej strefy komfortu, to oddanie całego trudu drogi Bogu. Rok w rok czekam z utęsknieniem na sierpień, aby jeszcze raz udać się w Drogę z prośbami i dziękczynieniem. Trudnością okazują się własne słabości i to znane "nie chce mi się", bo na pielgrzymce nie ma miejsca na takie "nie chcące misie", tylko trzeba iść. I to w niej jest właśnie takie cudowne.
  • Na pielgrzymce fajne jest tworzenie się prawdziwej wspólnoty między uczestnikami, wszyscy ze sobą rozmawiają ci najstarsi z najmłodszymi, osoby które mają tyle samo latek, chory ze zdrowym… Jest to wspaniały czas rekolekcji. Czas, który możemy poświęcić Bogu. Wieczorem są adorację, normalnie w życiu jest wiele wymówek żeby nie iść do kościoła na adorację, niechęć nawet do modlitwy w domu, przynajmniej ja tego doświadczam. Ostatnio nie pamiętam kiedy byłam na rekolekcjach, a na pielgrzymce idę cały czas razem z Jezusem, mam sporo czasu żeby do niego zagadać ;), nawrócić się, przemyśleć nawet swoje życie. Fajny jest także sam czas w Częstochowie. Dużo radości i modlitwy a no i nogi mogą ciut odpocząć. Są trudności... Wybrać się, zdecydować. Choć ja w tym roku jestem mega napalona na tą pielgrzymkę,  bardzo się cieszę, pewnie dlatego że dawno właśnie nie było żadnych rekolekcji... Jeszcze jedna sprawa... Może i jestem trochę introwertykiem, ale jak na pielgrzymce tyle się dzieje, idzie tyle ludzi, czasem mogę pokierować ruchem, to czasami zapominam co na pielgrzymce najważniejsze - modlitwa, Bóg... Tak, mam z tym niemały problem, łatwo mnie rozproszyć, dlatego bardzo się cieszę z organizowanych od 2 lat 15 minut ciszy... Cisza jest trudna, a jaka ważna...dlatego też napisałam że mam sporo czasu na modlitwę a nie mnóstwo.
  • Pielgrzymka jest dla mnie testem mojej wiary. Warto iść, ponieważ można iść z intencją i potem modlą się w tej intencji inni pielgrzymi. Trudnościami są czasem warunki pogodowe i atmosfera.
  • Dla mnie piesza pielgrzymka jest taka piękna, bo - po ludzku - nie ma żadnego sensu: nie trzeba przecież iść kilkudziesięciu kilometrów dziennie, żeby dotrzeć na Jasną Górę, są wygodniejsze środki transportu :P I to jest właśnie najpiękniejsze wyznanie miłości: "marnuję" dla Kogoś swój czas i siły, bo Kogoś kocham ;) Chyba nie do końca liczy się, żeby dojść, ale żeby iść.