Czas pędzi jak szalony. Dopiero był początek czerwca i nowy wpis, a tu minęły od niego prawie dwa tygodnie. Zanim wrócę do opisywania kolejnego miejsca w USA (niedużo już ich zostało), napiszę troszkę o Wiedniu, w którym mieliśmy okazję spędzić jeden dzień podczas weekendu majowego. Jest to naprawdę ciekawe miasto, choć nie jest na liście tych, do których chciałabym wrócić jeszcze raz.
Zorganizowanie takiej podróży wymaga zadbania o kilka szczegółów, o których napiszę. Austrię, w tym Wiedeń, zwiedzić można także na zorganizowanej wycieczce, takiej jak tutaj. Zacznę od tego, czego sama szukałam na samym początku ,przed wyjazdem. A mianowicie parkingi. Nie nocowaliśmy w Austrii, a w okolicach Bratysławy. Tak więc zastanawialiśmy się nad tym, jak najlepiej poruszać się po mieście. Samochodem, metrem? Czy nie będzie problemów z parkingiem? Z wszystkich opcji wybraliśmy według nas najlepszą - Park&Ride. Jest to sieć parkingów, które znajdują się przy skrajnych stacjach metra. Można zostawić na nich samochód za naprawdę niewielką kwotę (w Wiedniu za 3,40euro za dobę) i zwiedzać, korzystając z metra. Dociera ono do wszystkich atrakcji turystycznych, a bilet na 24h to koszt około 7euro.
Mieliśmy tylko jeden dzień, więc musieliśmy mocno wyselekcjonować miejsca, które odwiedziliśmy. Pierwszym z nich był słynny Pałac Schönbrunn. Dotarliśmy tak przed południem. Było bardzo gorąco, jednocześnie pochmurno. Słońce przebijające się lekko przez zachmurzone niebo bardzo mocno raziło w oczy. Na dziedzińcu przed pałacem było bardzo dużo osób zwiedzających. Nie jestem przyzwyczajona do takiej ilości ludzi na metr kwadratowy, więc czułam lekki dyskomfort. Poszliśmy dość szybko w stronę ogrodów. Sam budynek wygląda naprawdę ładnie, jednak to widoki z ogrodów, z górki znajdującej się za pałacem, są zachwycające - rozciągająca się panorama przepięknego Wiednia warta była odwiedzenia tego miejsca.
Po wizycie w pałacu pojechaliśmy zobaczyć Stare Miasto. Tam na pierwszym miejscu naszej listy była Katedra św. Szczepana. Zrobiła na nas ogromne wrażenie - ogromna, majestatyczna. W środku niezwykle piękna.
Po zwiedzeniu Katedry postanowiliśmy z Adrianem dopełnić naszej podróżniczej tradycji. A mianowicie... poszliśmy do Mc Dolands na shake. Testujemy je w każdym kraju, w którym jesteśmy. Smaki czasami różnią się od tych w Polsce, czasami są te same, a smakują inaczej. Chciałabym Wam napisać, jakiego smaku spróbowaliśmy tym razem... ale nie pamiętam. Z dwóch powodów - shake nie był smaczny (nic nie przebiło do tej pory kokosowego we Włoszech i waniliowego w USA), oraz... dużo bardziej zachwyciłam się bezglutenowym hamburgerem. W Polsce takich nie ma. Musiałam spróbować. ;) Smakowały jak te glutenowe, które pamiętam z "dawnych czasów".
Kiedy już zjedliśmy i pospacerowaliśmy przeróżnymi uliczkami, pojechaliśmy w naprawdę wyczekiwane przeze mnie miejsce - Prater. Park rozrywki, który dostarczył mi masy adrenaliny. Znajdujące się w nim atrakcje są naprawdę bardzo ciekawe. My skorzystaliśmy z kilku - między innymi z ogromnej kolejki. Mój lęk wysokości po raz kolejny pokonałam, świetnie bawiąc się na atrakcjach, wymagających bycia na dużej wysokości. Ze spraw praktycznych - na Prater nie ma jednodniowych biletów wstępu. Można wejść na teren bezpłatnie i skorzystać z każdej atrakcji, płacąc osobno za każdą.
Lubię poznawać nowe miejsca. Sprawia mi to wiele radości. Wiedeń jest ciekawy, jednak nie czuję potrzeby, by wrócić tam szybko.
Ola i Adrian