Przyjechaliśmy do San Francisco z Parku Narodowego Yosemite. Wjechaliśmy tam koło 9 rano, więc natknęliśmy się na gigantyczne korki. Naszym pierwszy celem było znalezienie parkingu - bezpiecznego, i najlepiej bezpłatnego! Słyszeliśmy, że jest to niemalże niemożliwe. Nam się udało. Niedaleko Golden Gate jest port i plaża, parkingi są tam bezpłatne! Zgodnie z radami doświadczonych osób, wszystkie nasze rzeczy zamknęliśmy w bagażniku (nie było to łatwe, mimo że bagażnik mieliśmy spory), nic nie zostało na siedzeniach, więc ryzyko że ktoś nam wybije szybę w samochodzie, było naprawdę niewielkie.
Pierwszym naszym celem był słynny most Golden Gate - niestety tego dnia niemalże cały we mgle (jak się dowiedzieliśmy później, ciężko jest trafić na zupełnie słoneczny dzień, podczas którego nie będzie w ogóle mgły). Było bardzo zimno, wiał mocny wiatr - zmarzłam tego dnia bardzo mocno! Dla planujących wyjazd do Kalifornii - San Francisco to nie Los Angeles. Tam słońce nagle chowa się za chmurami, pojawia się mgła, i z 30 stopni robi się 15. Warto być przygotowanym na taką pogodę nawet w środku lata.
Po Golden Gate zobaczyliśmy przepiękne miejsce, jakim jest Palace of Fine Arts
Następnie poszliśmy zobaczyć Fisherman's Wharf. Miejsce pełne sklepów i lokali, kolorów i ludzi, zwłaszcza turystów. Będąc w tamtym miejscu, nie mogliśmy ominąć Pier39 i słynnych fok. Mogłabym patrzeć na nie godzinami, ale Adrian zna moje możliwości jeśli chodzi o przyglądanie się zwierzętom, więc interweniował ;)
Drugi dzień rozpoczęliśmy od spotkania ze wspaniałymi osobami - Alą i Americo. Ala jest Polką, ale mieszka w USA już kilka lat. Od 4 lat jest żoną Americo. Zjedliśmy razem przepyszne burito, a potem pokazali nam piękny Park Dolores Mission, z którego roztacza się panorama na wieżowce San Francisco. Stamtąd niedaleko było do słynnej ulicy z wiktoriańskimi domkami.
Następnie odwiedziliśmy Park Golden Gate, ale pojawiła się gęsta, zimna mgła, więc nie za dużo zobaczyliśmy w tym miejscu.
Następnego dnia pojechaliśmy z Alą i Americo zobaczyć Golden Gate w pełnym słońcu (nocowaliśmy u nich, ale o tym więcej będzie w książce :) ). Odwiedziliśmy ponownie Golden Gate Park i jedno z muzeów, które znajduje się na terenie parku.
Kolejny dzień poświęciliśmy na zobaczenie takich miejsc, jak China Town, Union Square, Lombard Street i Financial District. China Town to słynne miasteczko chińskie, gdzie jest cała masa sklepów z pamiątkami oraz chińskimi ciuchami, jedzeniem... Lombard Street to bardzo kręta ulica, a Financial District to miejsce, gdzie znajdują się największe wieżowce w San Francisco.
Ostatni dzień spędziliśmy nad oceanem.
San Fancisco to przepiękne miasto. Choć ciągłe chodzenie z górki i pod górkę męczy, cudowne widoki, zadbane domki i uprzejmi ludzie wynagradzają wszystko. Poznaliśmy tam wspaniałych ludzi, z którymi na pewno będziemy przyjaźnić się, mimo tego że dzieli nas tak duża odległość. Dużo więcej szczegółowych opowieści pojawi się w książce. Napiszę też o tym, jak zorganizować taki wyjazd, by nie był bardzo drogi (wiele osób o to pytało). Bardzo tęsknię za Stanami, zwłaszcza za przepiękną Kalifornią.!