Od dawna chciałam napisać ten post. Wspólne mieszkanie przed ślubem to temat bardzo popularny, często pojawiający się na forach ślubnych. Kiedy tylko zdarzyło mi się napisać komentarz, że ja i wtedy mój narzeczony nie mieszkamy i nie mamy zamiaru mieszkać razem przed ślubem, otrzymywałam ogromny odzew. Niestety nie były to przyjemne wiadomości.
Wiele osób pisało mi, że musimy się "przetestować", że nie jest możliwe, żeby być szczęśliwym z osobą, której nie poznało się dobrze (nie wiem, skąd założenie, że nie znamy się dobrze ;) ). Niektórzy atakowali mnie, wyzywając od głupich, nieznających życia osób, od ciemnogrodu... Serio. A ja nie napisałam nic poza tym, że nie mieszkamy razem przed ślubem. Nawet nie zdążyłam użyć żadnych argumentów... Nie jestem osobą, która atakuje innych dlatego, że mają inne poglądy. Ten post też nie ma tego na celu. Jednak chcę, by w gąszczu tekstów typu "musicie razem zamieszkać" pojawiło się też coś, co mówi o tym, że wspólne zamieszanie dopiero po ślubie jest naprawdę dobrym rozwiązaniem. ;)
Wiele osób pisało mi, że musimy się "przetestować", że nie jest możliwe, żeby być szczęśliwym z osobą, której nie poznało się dobrze (nie wiem, skąd założenie, że nie znamy się dobrze ;) ). Niektórzy atakowali mnie, wyzywając od głupich, nieznających życia osób, od ciemnogrodu... Serio. A ja nie napisałam nic poza tym, że nie mieszkamy razem przed ślubem. Nawet nie zdążyłam użyć żadnych argumentów... Nie jestem osobą, która atakuje innych dlatego, że mają inne poglądy. Ten post też nie ma tego na celu. Jednak chcę, by w gąszczu tekstów typu "musicie razem zamieszkać" pojawiło się też coś, co mówi o tym, że wspólne zamieszanie dopiero po ślubie jest naprawdę dobrym rozwiązaniem. ;)
Zacznę od tego, że oboje jesteśmy osobami wierzącymi. Nie takimi, które czasem pójdą do kościoła, a żyją jak chcą. Bóg jest dla nas najważniejszy, a życie zgodnie z Jego wolą kluczowe. Dlatego też żadnemu z nas nawet nie przyszło do głowy, żeby zamieszkać razem. Nie obawialiśmy się, bo skoro robimy to, co według zasad naszej wiary jest dobre, nie może się to przecież skończyć źle. I nie zawiedliśmy się! Warto było zaufać temu, ze Bóg wie, co jest najlepsze. :)
Ale zanim napisze Wam, jak to wyglądało u nas, przedstawię Wam opinię na ten temat.
Ukochana osoba to dla mnie nie jest przedmiot, który muszę przetestować by zobaczyć, jak działa. W małżeństwie stawia się czoła trudnościom - w końcu wybrało się, że będzie się kochać tę osobę już na zawsze. A przed ślubem? Dużo łatwiej jest odejść, kiedy pojawia się trudność. Czytałam komentarz jednej osoby, że zostawiła swojego chłopaka po zamieszkaniu razem. Dlaczego? Bo nie odpowiadało jej to, że zostawia wszędzie ciuchy, a ona lubi porządek... Po ślubie nie ma odwrotu, pracuje się nad tym, co jest nie tak, zamiast odstawić w kąt, jak psujący się odkurzacz.
Kolejną kwestią jest to, że testowanie drugiej osoby w moim odczuciu narusza godność. Ja bym się czuła fatalnie, gdyby Adrian powiedział do mnie: Zamieszkajmy razem bo muszę wiedzieć, czy z tobą wytrzymam! Przecież to jasne, że coś będzie nie tak. Że będziemy uczyć się tego, jak żyć z sobą. Jednak po ślubie nie szuka się problemów związanych z druga osobą. Szuka się rozwiązań - do tego obligują słowa "i że cię nie opuszczę aż do śmierci".
Wcale nie jest tak, że drugą osobę poznajemy lepiej, kiedy z nią zamieszkamy. To zależy tylko i wyłącznie od spędzania czasu ze sobą, skupianiu się na sobie nawzajem. Zależy to od wspólnych rozmów. Czyli jednym słowem, od intymności. Można mieszkać razem i nie poznać się wcale, kiedy uwaga skupiana jest na innych aspektach życia niż relacja między osobami będącymi w związku.Ważny jest sposób komunikacji, zrozumienie drugiej osoby, chęć podejmowania prób akceptacji wad oraz SZCZEROŚĆ. Ważna jest też świadomość, że nie zmienimy drugiej osoby zupełnie. I naprawdę, te kwestie nie mają niczego wspólnego z zamieszkaniem przed ślubem. Dodam nawet więcej - takie kwestie są łatwiejsze do ogarnięcia, kiedy para żyje w czystości przedmałżeńskiej. A ta jest łatwiejsza, gdy nie mieszka się razem. :) Dlaczego tak jest? Bo żyjąc w czystości, skupić się można na drugiej osobie i na relacji z nią.
Częstym argumentem za wspólnym mieszkaniem jest to, że zabezpiecza to przed rozwodem. Bo przecież ślub jest podjęty bardziej świadomie... Nic bardziej mylnego. Badania naukowe mówią o tym, że 73% par mieszkających razem przed ślubem, prędzej czy później rozwodzi się. Odsetek ten jest sporo mniejszy wśród osób, które zamieszkały razem po ślubie.
Moje życie po ślubie bardzo się zmieniło. Ślub był dla mnie wydarzeniem przełomowym. Nie dość, że zostałam żoną wspaniałej osoby, zaczęłam z nią mieszkać, żyć. Pamiętam, kiedy szukaliśmy mieszkania. Znaleźliśmy miesiąc przed ślubem, podpisaliśmy umowę. Mieszkałam w nim oczywiście tylko ja. Kilka dni przed wielkim dniem Adrian zaczął przywozić swoje rzeczy, układać je... Ale zawsze wracał do siebie. Wiecie, jak nie mogłam się doczekać, żeby już zamieszkał ze mną? Ślub był dla mnie naprawdę przełomowym dniem. Wróciłam do domu z mężem - prawdziwie zaczęliśmy wspólne życie. Zmieniło się ono zupełnie. Uczyliśmy się mieszkać razem (co nie było takie straszne ;) ), uczyliśmy się wspólnego życia. Ślub nie był dniem, kiedy oboje po zdanym teście poszliśmy podpisać papiery i ślubować sobie, że będziemy z sobą już na zawsze, bo się przetestowaliśmy. Dla nas to był dzień kiedy postanowiliśmy, że będziemy się kochać mimo wszystko. Nie ważne, co będzie. WYBRALIŚMY bycie z sobą na dobre i złe.
I wiecie co? Jak zawsze, ufność w Bożą nieomylność opłaca się ;). Czas po ślubie jest najszczęśliwszym czasem w moim życiu. Nigdy nie wracałam nigdzie z taką radością jak do domu, w którym czeka na mnie mój mąż. Oczywiście, że wiele spraw musieliśmy wypracować. Ale zaprocentowało to, czego uczyliśmy się przed ślubem. Spokojna rozmowa o tym, jak się czujemy, jakie emocje nam towarzyszą w związku z daną sytuacją, rozwiązywała wszystko. W naszym dialogu NIGDY nie pojawiają się pełne wyrzutów i pretensji słowa. Odkryliśmy coś, co dla nauk psychologicznych jasne jest od dość dawna. Że wtajemniczając drugą osobę w świat uczuć i emocji, obrazowe opisywanie tego, jak się czujemy, odnoszenie się do zachowań, a nie do nas samych - to naprawdę niezbędne elementy komunikacji! :)
Oczywiście, zdarzają się nam sprzeczki. Ale przybierają one raczej taką formę: "czuję wściekłość, kiedy mówisz to i to, dlatego że interpretuję to tak i tak...". Druga osoba wie wtedy, o co chodzi i nie ma strasznych niedomówień.
W podsumowaniu napiszę jeszcze, że u nas wspólne zamieszkanie dopiero po ślubie i życie w czystości procentuje po ślubie. Nauczyliśmy się zdrowej, dobrej komunikacji. Modliliśmy się często razem i już wiemy, że z pomocą Bożą wszystko zawsze dobrze się kończy. ;) I od razu napiszę że nie, nie jesteśmy wyjątkami. Znam masę szczęśliwych małżeństw, które żyły osobo i w czystości. Po ślubie ich życie stało się jeszcze piękniejsze! :)
PS. Napisałam o moich, naszych poglądach. Szanuję, że ktoś ma inne. Jednak proszę też o szacunek dla moich. :)